środa, 17 kwietnia 2013

Miłość do dwóch pomarańczy

Moje ostatnie odkrycie nie jest niczym nowym ani przełomowym. Jest jednym z najczęściej powtarzanych zaleceń dietetycznych." Pijcie świeże soki!". Zna to chyba każdy. Ale w Polsce to zdanie zawsze wywoływało mój sprzeciw. Bo owoce drogie, bo ileż tego soku da się wycisnąć! Kto choć raz wyciskał (ręcznie!) sok z pomarańczy, ten wie, że z jednego owocu zostaje odrobina soku na dnie szklanki. Impreza kosztowna, a zatem nieopłacalna, nawet jeśli wliczyć w to koszty zdrowotne.

Jednak Brazylia owocem stoi! Te świeże, pachnące słońcem manga, marakuje i inne cuda, których nazw nie sposób spamiętać! Te aromatyczne soki (choć nie bez dodatku cukru) pijane w barach i restauracjach! No i koktajle przygotowywane w domu za pomocą blendera.

Ostatnio naszła mnie ochota na spróbowanie czegoś innego. Soku. Prawdziwego. Bez cukru. Bez konserwantów. Prosto z Natury. Takiego z reklamy, tylko istniejącego naprawdę. Przeziębienie, którego się nabawiłam w wyniku zmian pogodowych (nadchodzi jesień!), i idące za tym zapotrzebowanie na witaminę C, skłoniły mnie do małego eksperymentu. Postanowiłam sprawdzić, ile pomarańczy mieści się w pomarańczy.

Tutejsze pomarańcze, dla niepoznaki zwane gruszkami (laranja-pera), są koloru zielonego z wierzchu, dlatego podchodziłam do nich z początku nieufnie. Zachęciła mnie ich cena: 99 centów za kilogram. W smaku słodkie, przyjemnie soczyste. I cóż się okazało? Że dwie gruszkowe pomarańcze w zupełności wystarczą do zapełnienia sokiem szklanki! A ile przyjemności z delektowania się takim nektarem. Wrażenia — bezcenne!

Tak… Są takie chwile, kiedy kocham Brazylię całym sercem:)