wtorek, 13 listopada 2012

Pão polonês

Nie tak dawno pisałam o tym, czego brakuje Polakom w Brazylii i jedną z takich rzeczy był chleb. Wiele osób do tego stopnia tęskni za swojskim smakiem, że zaczyna wypiekać własne bochenki. Dziś dołączyłam do tej grupy. Mój pierwszy chleb nie jest może specjalnie piękny, ani bogato doprawiony (moim celem jest razowiec ze słonecznikiem lub innymi ziarnami), za to żadne tam chleby francuskie, włoskie czy australijskie (takie nazwy noszą tutejsze wypieki) nie mogą się z nim równać domowym smakiem i pyszną, chrupiącą skórką:)


Dodam jeszcze, że ten tydzień zaczął się bardzo obiecująco, ponieważ wczoraj, znów dzięki przypadkowi, udało mi się kupić bilety na balet Dziadek do orzechów. Ucieszyłam tym także mojego męża, ostatnio zadeklarowanego rusofila. Co więcej w dniu, w którym obejrzymy przedstawienie, bilety są o połowę tańsze niż w inne dni, ponieważ dofinansowuje je urząd miejski. Dobry ze mnie kaowiec! :)

niedziela, 11 listopada 2012

Feira da Boskinha

Ponieważ dawno nie pisałam, to chciałam się tylko zameldować:) i wyjaśnić powód nieobecności. Po pierwsze: przeprowadzka, która się na szczęście zakończyła, po drugie: remont, który niestety ciągle trwa i końca nie widać, po trzecie: rozkręcam przedświąteczny biznes i mam sporo pracy, a mianowicie dekupażowanie i filcowanie (szydełkowanie dla przyjemności zostawiłam sobie na po świętach). Nie wiem, na ile interes wypali, na razie jest jakieś tam zainteresowanie, ale konkretne zakupy na razie poczynione jedynie w gronie rodzinnym. Niestety, Brazylia to kraj rękodzielników i mam dużą konkurencję na tym polu, choć akurat filcowanie na mokro nie jest tu szczególnie znane i popularne, więc może powinnam zapełnić tę niszę. Niemniej jednak ja działam, a to co wyprodukowałam, można zobaczyć na Facebooku.

Moja pierwsza ufilcowana torebka na telefon

Jeszcze się pochwalę, że dziś znów odwiedziłam paulistańską filharmonię i wysłuchałam wraz z mężem koncertu dzieł George'a Gershwina oraz Koncertu na klarnet Artiego Shawa. A później uczciłam Święto Niepodległości razem z tutejszą Polonią na tradycyjnym spotkaniu w polskiej kapelanii. Na szczęście wszędzie dziś zdążyłam, bo oba miejsca znajdują się niemal po sąsiedzku. Nie ma to jak dobra logistyka!

FUI!